O dokarmianiu ptaków

2021-10-20
O dokarmianiu ptaków

Raz Wróbelek Elemelek...
...znalazł w polu kartofelek. I nie bez kozery znalazł ziemniaczek, a nie pajdę chleba.
Pierwsze ptaki i pierwszego człowieka myślącego dzieli jakieś 100 milionów lat na wykresie ewolucji, i to one były pierwsze. Radziły sobie bez nas wręcz idealnie znajdując w przyrodzie rozmaite źródła pożywienia. Jednak w ostatnich dziesięcioleciach betonowe aglomeracje wyparły olbrzymią część środowiska naturalnego powodując tym samym zmniejszenie dostępu ptaków do pokarmu. Próbujemy wynagrodzić tę szkodę dokarmiając zimą skrzydlate drobiazgi, ale czy na pewno robimy to mądrze?


Czym nie karmić?
Na pewno jest Wam znajomy widok okruchów lub nawet całych kromek chleba rzucanych ptakom. I nie ma tu większego znaczenia, czy jest on przeznaczony dla kaczek, łabędzi, wróbli czy gołębi. Dla każdego ptaka chleb to koszmar. Nie możemy sugerować się tym, że przecież tak chętnie go jedzą. Dziecko też wsunie pięć paczek chipsów jeśli mu na to pozwolić, a wszyscy wiemy, że wartości odżywcze są tam na poziomie -100 na 10 punktów.
Dlaczego nie chleb?
Pierwszym powodem niech będzie fakt, że ptaki nie posiadają ani woreczka żółciowego, ani gruczołów potowych, nie usuwają również nadmiaru soli wraz z moczem. Karmione chlebem, bez stałego dostępu do dostatecznej ilości wody narażone są na ciężka śmierć. Co prawda ptaki morskie posiadają gruczoły
solne umieszczone na nosie, ale u zwykłej kaczki krzyżówki pływającej po naszych stawach nie są one tak duże i wydolne jak u typowo morskich gatunków.
Drugi powód to anielskie skrzydło. Kojarzy się z czymś jedwabiście pięknym, prawda? W rzeczywistości jest to deformacja ostatniego stawu skrzydła, którego lotki zamiast przylegać do ciała ptaka odstają od niego pod niemal prostym kątem. Takie ułożenie lotek sprawia, że ptak nie może latać, w wyniku czego traci życie. Nie jest to wada operacyjna. Spowodowana jest nadmiarem spożycia białek i węglowodanów, a niedoborem manganu, wapnia oraz witamin D i E. Badania donoszą, że na anielskie skrzydło cierpią głównie ptaki dokarmiane chlebem. Jak najbardziej oczywiste jest, że nie podajemy ptakom zepsutego pokarmu. Nadgniłe i spleśniałe produkty mają swoje miejsce w koszu na śmieci, nie w ptasiej stołówce. Kule tłuszczowe mogą wisieć do około 2 tygodni, natomiast słonina nie powinna wisieć dłużej niż trzy dni, szczególnie w cieplejsze dni. Zjełczały, utleniony tłuszcz powoduje przyspieszoną perystaltykę jelit i zaburzenia w układzie sercowo-naczyniowym, oraz niszczy wartości odżywcze pozostałych składników, zmniejsza przyswajalność białek. Uwierzcie, dla wielu ptaków jest to jeden z ostatnich posiłków.

Czym karmić?
Najczęściej zlatującymi do zimowych jadłodajni ptakami są wróble, mazurki i sikory. Te pierwsze to zdeklarowane ziarnojady, ich krótkie mocne dzioby  świetnie radzą sobie z twardymi ziarnami, choć nie pogardzą białkiem owadzim. Sikorki z kolei to ptaki owadożerne, które zimą, gdy o owady ciężko, stawiają na nasiona oleiste. Możemy kupić lub samodzielnie skomponować mieszankę odpowiadającą wielu gatunkom małych ptaków.
W karmniku powinny znaleźć się:
- tłuszcze, a wśród nich słonecznik, konopie, rzepak, rzepik, siemię lniane oraz orzechy. Nie bójcie się
słonecznika w łupince, ptasie dzioby, nawet te małe, są wystraczająco mocne by sobie z nimi poradzić.
Oczywiście łuskane nasionka to dla nich duże ułatwienie, za które będą wdzięczne;
- białka, najczęściej proso, sorgo, mozga kanaryjska i ostropest;
- węglowodany, głównie owies, pszenica i gryka.
Należy jednak mieć na uwadze, że pszenica i sorgo to dość tanie zboża, więc niektóre mieszanki marketowe są nimi porządnie przesypane. Wybierając sklepową mieszankę pamiętajmy, że pszenica i sorgo nie powinny stanowić więcej niż 30% składu.
Sikory bardzo chętnie zasiądą do kul tłuszczowych i surowej słoniny. Oczywiście bez grama soli i, jak pisałam wyżej, jak najświeższych. Na rynku pojawia się też coraz więcej karm opartych na insektach, przeważnie w formie peletu lub granulatu. Karmnik umieszczamy w miejscu niedostępnym dla drapieżników. Karma nie może w nim zalegać i psuć się, sypiemy ilość wystarczajacą na jeden posiłek. Warto dbać o to, by w naszym otoczeniu nie zabrakło drzew i krzewów, które przyciągają ptaki owocożerne. Na samej jarzębinie ugoszczą się kosy, szpaki, drozdy, kwiczoły, niekiedy gile czy jemiołuszki. Równie chętnie zajadają się one czarnym bzem, różą, berberysem czy rokitnikiem.
Nasze malownicze łabędzie i kaczki, tak przyzwyczajone do ludzkiej obecności, są roślinożercami, w których jadłospisie czasem pojawią się drobne ślimaki, małże czy owady. Wyrzucamy z torby bochen chleba i na to miejsce ładujemy surowe lub obgotowane ziemniaki, marchew, kapustę, buraki pastewne,
ugotowane i osuszone kasze, np. pęczak, otręby. Warzywa muszą być rozdrobnione. Nie wrzucamy ich do wody, gdyż nadmiar to po prostu śmieci, które zgniją zanieczyszczając akwen. Najlepiej podać je w ilości wystarczającej na jedno karmienie, żeby resztki nie zalegały na plażach i trawnikach, lub co gorsza nie zgniły lub nie zamarzły, gdyż taki pokarm stanowi dla ptaków zagrożenie.
By ptaki nie uzależniły się od człowieka i pozostały częścią wspaniałej dzikiej przyrody dokarmiamy kiedy jest bardzo zimno, wody zamarzają, a śnieg przykrywa naturalne źródła pożywienia. Jednak jeśli już zaczniemy to robić, nie rezygnujemy pamiętając, że ptaki wracają do miejsc w których mają zapewniony pokarm. Oszczędza to ich energię, która zimą jest tak potrzebna na ogrzanie małych ciałek.

Życzę Wam i Waszym stołówkowiczom miłego, i smacznego, wspólnego wypatrywania wiosny.

Autor bloga:
Magdalena Spisak

Zdjęcie:
Magdalena Spisak

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką dotyczącą cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.
Zamknij
pixel